Dotarłem do Australii, jestem w Jhana Grove

Jak w tytule, udało mi się szczęśliwie dotrzeć do Australii i jestem w medytacyjnym centrum odosobnieniowym „Jhana Grove”, nieopodal klasztoru Bodhinyana. 🙂

Jeśli idzie o podróż, to nie obyło się bez przygód… jednak wszystko dobrze się skończyło. 🙂 Nie wchodząc zbytnio w szczegóły – wielkie dzięki dla Macieja Szafarczyka, który zdalnie uratował mnie z niełatwej sytuacji i pomagał mi nawigować podróż. 😉 Sadhu Sadhu Sadhu! 🙂 Do Australii dotarłem w końcu przesiadając się w Dubaju.

Pierwszy widok Australii z okna samolotu

W każdym razie wreszcie udało się dotrzeć na miejsce… W Australii przywitał mnie piękny zachód słońca, ludzie mówiący „mate”, oraz wywalenie całego jedzenia do śmietnika, bo „może zawierać COVID”.

W Australii pierwsze co zastałem to piękny zachód słońca

Ogólnie od początku podróży do tej chwili kiedy piszę tę wiadomość, czuję że wszechświat mi sprzyja poprzez szczodrość serc dobrych ludzi.

Z lotniska odebrał mnie Konrad, Australijczyk z częściowo polskimi przodkami, którego poznałem podczas wizyty Ajahna Brahmali w Krakowie. Czekając na jego przyjazd, spośród chmur wyłoniła się pełnia księżyca.

Pełnia księżyca idealnie w środku rozchodzących się chmur tuż po wyjściu z lotniska.

Po bardzo miłej podróży z Konradem, zaprowadził mnie pod klasztor Bodhinyana. Nie weszliśmy jednak do Sali Dhammy, gdyż mnisi mieli akurat Patimokkha (recytacja zasad mnisich, oraz przyznawanie się do ich złamania i przebaczenie/pokuta).

Pierwszy raz na własne oczy zobaczyłem salę dhammy w klasztorze Bodhinyana
Pełnia księżyca przy pierwszej wizycie w klasztorze

W końcu udało się dotrzeć do Jhana Grove. Mieszkam w chatce, w której jest 6 pokoi, z czego 3 są zajęte. Na szczęście każdy z nas ma osobny pokój z łazienką. Mieszkam z Pei oraz Anura – buddystami z Singapuru i Nowej Zelandii. 😉 Dobrzy ludzie. 🙂

Chatka w Jhana Grove, w której mam przyjemność i zaszczyt pomieszkiwać. 🙂

Od razu mogę powiedzieć jedyną rzecz, która jest tu dużym minusem: otóż w Australii, albo przynajmniej tutaj mają zwyczaj nie grzania, a nawet otwierania okien w zimie. Czyt. nigdzie poza moim pokojem nie jest nagrzane, nawet jak na zewnątrz jest np. 5 stopni. Teraz pisząc tego posta na stołówce (bo tylko tu mam Internet), siedzę w 2 swetrach, 2 bluzach, kurtce zimowej, kalesonach, spodniach, czapce i 3 parach skarpetek. Także jak ktoś na swojej liście rzeczy do zaliczenia w życiu, chciałby wpisać sobie „marznięcie w Australii”, to mi już udało się to odhaczyć. 😉

Anyway… już pierwszego dnia udałem się na Pindapatę i lunch i mogłem wsadzić trochę ryżu do miski każdego mnicha, z Ajahhnem Brahmem na czele. 🙂

Ajahn Brahm i mnisi symbolicznie przyjmują jałmużnę od świeckich osób.

Po tym jak mnisi wezmą sobie jedzonko (a jest go dużo i różnorodne do wyboru, szwemdzki stół), to idziemy na górę i otrzymujemy błogosławieństwo. Muszę przyznać że jest to naprawdę piękne doświadczenie i jak mnisi dają je chórem to można się mocno wzruszyć.

Pomieszczenie nad jadalnią w klasztorze Bodhinyana, gdzie ludzie oferują dary dla klasztoru, a mnisi dają błogosławieństwa.
Miejsce gdzie mnisi myją swoje miski jałmużnicze po posiłku.

W czwartek była ceremonia otwarcia Rains Retreat, czyli 3 miesięcznego odosobnienia medytacyjnego, na którym jestem.

Zobaczenie tylu mnichów siedzących przed Ajahnem Brahmem to niesamowita sprawa. 🙂

Co jak co, ale przy Ajahnie Brahmie czuję się jak w domu. To jak dobra energia od niego bije, jak mądre są jego nauki, oraz jak czuć że mu zależy na dobru wszystkich, jest bardzo piękne. Tutaj mogę napisać, że już od przylotu na lotnisko w Australii czułem, jak bardzo mi brakowało bycia tu. Lata słuchania mów dhammy, oglądania tych miejsc na filmikach, pisania i utrzymywania kontaktu z różnymi Australijczykami etc… wreszcie tu być sprawiło, że poczułem się dużo lepiej. Przyznam że było mi ciężko, że aż tak długo czekałem na przylot tutaj, a teraz ten ciężar spadł z serca. No a przy Ajahnie Brahmie to już w ogóle czuję się wspaniale… plus wielu z jego uczniów/mnichów też bije niesamowicie dobrą energią. 🙂 Ogólnie w klasztorze Bodhinyana panuje bardzo pozytywna, ciepła atmosfera. W Jhana Grove też jest ogólnie bardzo miło i jest tu piękna natura…

Wejście do Jhana Grove
Jhana Grove wczesnym rankiem. Ta kulka na niebie to księżyc. 😉
Wszystkie zdjęcia są wewnątrz ośrodka.
Stupy w Jhana Grove

Ogólnie póki co, cały czas staram się tutaj przyzwyczaić do wszystkiego co nowe. Najgorszą rzeczą jest Jet Lag, nie sądziłem że to jest aż tak nieprzyjemne. Rozstrojenie czasu biologicznego z czasem miejsca, w którym się przebywa o 6 godzin, jest bardzo uciążliwe. W nocy kompletnie nie da się zasnąć, a rankiem, kiedy trzeba wstawać, bardzo zaczyna się chcieć spać. W każdym razie powoli powoli się przyzwyczajam i niedługo zacznę tutaj działać. 🙂 A już pośród tych trudności adaptacyjnych dzieją się niesamowite i bardzo wartościowe, choć nie tylko łatwe procesy. 🙂

Ogólnie rzecz biorąc, jest to dość strict retreat. Także nie ma opcji żebym tutaj poprowadził jakąkolwiek sutta classę, czy mowę dhammy. Także nie będzie żadnych nowych materiałów, dopóki nie wrócę. Przepraszam, że nie zrobiłem tej sutta classy MN54, ale nie miałem już kiedy. Wrzuciłem za to tłumaczenie tej sutty w jednym z ostatnich postów. Wrzuciłem przed wyjazdem również muzykę ambientową, którą sam zrobiłem. Możecie jej posłuchać na moim YouTube. 🙂 Plus przed podróżą było sporo nowych nagrań: dwa warsztaty dhammiczno medytacyjne, jeden o „Mettytacji oraz jak wyjść z piekła na Ziemi”, oraz drugi „O ogromnej mocy twórczej naszych umysłów i jego złudzeniach”. Medytacje z tych warsztów stworzyły dodatkowo mini kurs mettytacji, o którym piszę w tym poście. Dodatkowo, na moim kanale na YouTube jest starszy, bardziej rozbudowany kurs medytacji, jak i ogólnie bardzo dużo różnorakich nagrań z różnych warsztatów i refugiów – więc jakby komuś przypadkiem brakowało nowości ode mnie, to zachęcam posłuchać tego, co już jest na kanale, a jest tego sporo. 🙂 Dodatkowo na tej stronie jest już niemała ilość tłumaczeń sutt, z którymi można się zaznajamiać i je kontemplować. 🙂

W zasadzie poza jakieś ważne sprawy organizacyjne raczej nie będzie ze mną za dużo kontaktu przez te 3 miesiące. Swoją drogą fajnie być w końcu nikim i móc się mocno skupić na swoich sprawach i praktyce medytacji. 🙂

Wrzucam tego posta m.in dlatego, że wiele osób jest ciekawych czy w ogóle dotarłem etc., żeby im wysłać jakieś fotki, a żeby nie „marnować transferu” (bo tutaj mam ograniczoną ilość Internetu), to wrzucam fotki w jednym poście tutaj, do którego linka będę mógł podrzucać wszystkim zainteresowanym. 🙂 Raczej do powrotu nie będę już wrzucał nowych postów (zaległe już nadrobiłem), żeby móc się skupić tutaj na dhammicznej pracy i medytacji. 🙂

Ze wszystkiego tutaj najlepsza dla mnie jest obecność Ajahna Brahma, oraz ogólnie święty spokój. 🙂 I wiele innych rzeczy jest naprawdę super, a energia medytacyjna jest tak silna, jakiej w życiu nie czułem. 🙂 Jedyne minusy, to że w pomieszczeniach wspólnych jest lodówka i ten jet lag. Na szczęście wypożyczono mi na ten czas czapkę „Ajahn Brahmkę”, która pomaga przetrwać mrozy, zarówno zewnętrzne jak i jet lagowe. 🙂

Selfie w czapce „Ajahn Brahmce” 🙂

Dodatkowo tutejsi Polacy, których spotkałem przy okazji lunchu w Bodhinyana, przywieźli mi dużo ciepłych ciuchów, w tym kurtkę zimową i uber ciepłe skarpety 😀 Sadhu Sadhu Sadhu. 🙂 Wrzuciłem powyżej ładne foty, ale w gruncie rzeczy przez dużą ilość czasu pada tutaj deszcz i jest pochmurnie. Ale i tak jest supi, dhammiczny wymiar tej przestrzeni i wydarzenia jak i Ajahn Brahm i inni mnisi, rekompensują wszystkie utrudnienia milionkrotnie. 🙂 No i ludzie są tutaj generalnie naprawdę mili.

Oki to tyle… trzymajcie się tam, dzięki wszystkim za pomoc w dotarciu tutaj, jak wrócę to się chętnie podzielę wypracowanymi owocami, z Mettą. 🙂